Słabość  i moc

Błogosławiony Józef Cebula OMI, urodził się 23 marca 1902 r. w Malni koło Opola. Jego ojciec był rolnikiem, czasem dorabiał pływając barką po Odrze. Ciekawie wspominają Józefa jego brat i siostra: jako cichego, pokornego i pomocnego rodzicom, a jako dziecko lubił budować kapliczki i modlić się. Zdawało się nawet, że był zbyt poważny jak na swój wiek. Co do szkoły uczył się raczej przeciętnie, nawet jednego półrocza miał słabą ocenę z religii…

Józef będąc nastolatkiem doświadczył ciężkiej choroby płuc, nawet musiał przerwać edukację. Choroba była tak uciążliwa, że jej skutki doskwierały mu przez całe życie. Choć uczył się wtedy w szkole w Opolu, naukę chciał kontynuować gdzie indziej. Zgłosił więc się do nowo otwartej polskiej szkoły w Lublińcu, prowadzonej przez jednego z polskich księży. Polacy byli w Lublińcu szykanowani przez Niemców, a nie raz nawet bici. Józef po roku chciał zmienić szkołę i poinformował o tym kapłana, a on polecił mu zgłosić się do oblatów, którzy przebywali wtedy w Piekarach Śląskich.

Tak zaczęła się jego oblacka przygoda. W 1920 r., czyli w roku przybycia oblatów do Polski, młodzieniec zgłosił się do niższego seminarium w Krotoszynie w Wielkopolsce. Wtedy takie szkoły nazywano małym seminarium. Józef był w grupie pierwszych 28 juniorów (tak nazywa się uczniów niższych seminariów). Warunki materialne dla młodzieży w Krotoszynie nie były łatwe. Tak wspominał je jeden z oblatów:

Ojcowie działający na Śląsku zakupili tam łóżka, różne meble i urządzenia, i wysłali wszystko wagonem. Na nieszczęście wagon ten był zablokowany taborem innych wagonów, które masami znajdowały się na różnych dworcach. Dopiero w listopadzie transport dotarł do Krotoszyna. Aż dotąd chłopcy sypiali na słomie rozłożonej na podłodze. Znosili to z humorem i o narzekaniu na ten temat nie słyszałem.

Po ukończeniu szkoły w 1921 r. Józef rozpoczął nowicjat w Markowicach na Kujawach. Pierwsze śluby zakonne złożył 15 sierpnia 1922 r. I mamy kolejny historyczny moment, gdyż był w grupie pierwszych siedmiu nowicjuszy. Polska prowincja Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej dopiero się rodziła. Młody kleryk został wysłany na studia filozoficzne do Liege w Belgii. Kształciło się tam wielu innych oblackich seminarzystów z niemalże całej Europy, Polaków było czterech. Będąc klerykiem angażował się w takich wspólnotach jak: Arcybractwo Modlitwy i Pokuty ku czci Serca Jezusowego, Apostolstwo Modlitwy i Stowarzyszenie Komunii Wynagradzającej, później także w Arcybractwie Serca Jezusowego za wolność Papieża i dla zbawienia Społeczeństwa. Już w tamtych czasach w seminariach klerycy należeli do grup modlitewnych, dzisiaj także są takie zwyczaje, zarówno w seminariach zakonnych jak i diecezjalnych. Po roku studiów Józef wrócił do Polski, by tam kontynuować naukę oraz pomóc w kształceniu juniorów, gdyż chętnych do niższego seminarium było coraz więcej. Na pewno trudno było mu pogodzić ze sobą wszystkie obowiązki, ale każda para rąk do pracy była na wagę złota.

Każdy kleryk ma wydawane opinie przez swoich formatorów (opiekunów), zachowały się także te o Józefie Cebuli. Oto dwie wybrane spośród z wielu:

Nie posiada zbytnich [uzdolnień do kaznodziejstwa]. Gesty [podczas kazań] trochę toporne. [Będzie z niego] dobry profesor w junioracie.

Duch wiary, uległy, bardzo dobrze postrzegany przez swoich współbraci: poprzez swój przykład ma wpływ na swoje otoczenie. Poczynił godne uwagi postępy.

Józef przyjął święcenia 5 czerwca 1927 r. Uroczystość odbyła się w prywatnej kaplicy biskupa katowickiego, a było tam czterech oblackich kandydatów do święceń. 13 czerwca odprawił Mszę św. prymicyjną w rodzinnej parafii. Na początku swojego kapłaństwa został skierowany do niższego seminarium w Lublińcu (zostało ono przeniesione z Krotoszyna). Podopieczni wspominali, że ojciec Cebula był dla nich prawdziwym przyjacielem i przykładnym kapłanem. Dla wiernych zaś był prosty i dostępny. Cztery lata po święceniach mianowano go nawet przełożonym domu zakonnego w Lublińcu. W tych czasach w małym seminarium było ponad 200 chłopców, chwilami niemal 300, co stanowi absolutny rekord w historii całego zgromadzenia Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej – warto o tym wiedzieć.

W 1936 r. ojciec Józef pojawił się wśród kandydatów na prowincjała, czyli głównego przełożonego polskiej prowincji (regionu) i ostatecznie otrzymał nominację. Jednak widząc swoje ograniczenia napisał list do generała (głównego przełożonego zgromadzenia) podając powody dla których nie powinien pełnić tej ważnej posługi. Wymienił przede wszystkich brak zdrowia, nieśmiałość i niewystarczające przygotowanie. Ta wiadomość została przyjęta, a decyzja zaakceptowana.

Rok później ojciec Cebula został mistrzem nowicjatu i przełożonym w domu zakonnym w Markowicach. Wrócił więc do klasztoru, w którym odbywał swój nowicjat, choć już w zupełnie innej roli. Jego wychowankowie, nowicjusze, wspominali go jako wzór cierpliwości i łagodności. Nie wychowywał ich tresurą; widzieli w nim nawet swojego przyjaciela. Pewnie kapłan nie domyślał się, że Markowice będą jego ostatnim oblackim domem…

Tutaj zastała ojca Józefa wojna. Już w jej przededniu do klasztoru przybyli ojcowie i klerycy z placówek znajdujących się na zachodzie kraju, by być jak najdalej od granicy z Niemcami. W domu zakonnym przebywało chwilami ponad 100 osób. We wrześniu co chwilę było słychać niemieckie samoloty, oblaci chronili się więc w rowach przeciwlotniczych, które wykopali klerycy. W tym czasie seminarzyści odprawili swoje rekolekcje, kończąc je złożeniem kolejnych ślubów czasowych. Po kilku dniach część oblatów uciekła dalej na wschód w nadziei, że znajdą bezpieczne miejsce. Nie spodziewali się ataku ze strony ZSRR, który jak wiemy z historii, nastąpił 17 września. Wśród nich byli także nowicjusze, którzy lada dzień mieli składać swoje pierwsze śluby zakonne. Tymczasem niemiecka armia zdobywała kolejne tereny Polski. W połowie września do wsi przybył niemiecki oddział z właścicielem majątku w Markowicach. Ojciec Cebula otworzył im drzwi i ujrzał wycelowaną w siebie lufę pistoletu… Najeźdźcy przeszukali dom. Z czasem sytuacja zaczęła się jeszcze bardziej pogarszać, a oblaci dostawali od Niemców pisma. Najpierw zakazano odprawiać Eucharystii w tygodniu, a w niedzielę wyznaczono do tego dwie godziny przed południem. Później nakazano także pracę w majątku nowego właściciela ziemskiego od godziny 6 rano, 7 dni w tygodniu. Niemcy często przychodzili do klasztoru rabować co się tylko da. Podczas jednego z takich zajść wspólnota dostała areszt domowy, bez zawieszenia pracy na polu.

W tych trudach oblaci nie byli sami, szczególnie wspierała ich Maryja. Dnia 7 października 1939 r. (wspomnienie Matki Bożej Różańcowej) wspólnota nie poszła do pracy z powodu deszczu i wykorzystano ten czas na dzień skupienia. Kilku kleryków złożyło wtedy swoje śluby, a kilkunastu młodzieńców rozpoczęło nowicjat.

Ważne wydarzenie dla oblatów miało miejsce dwa miesiące później, 8 grudnia, w uroczystość Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny. Właściciel majątku, w którym pracowali oblaci chciał, by ojciec Józef wyznaczył część wspólnoty do rozbijania figur Matki Bożej. Już wcześniej Niemcy zniszczyli wiele świętych figur w okolicy. Przełożony stanowczo odmówił i nikogo nie wyznaczył do tego karygodnego zadania. W odpowiedzi Niemcy wysłali kilku żołnierzy, żeby zaprowadzili swój porządek. Nagle przybyli gestapowcy i poproszeni przez ojca Józefa zaczęli rozmawiać z tamtymi. Ostatecznie oblaci dostali 8 grudnia dzień wolny od pracy. Cała wieś dowiedziała się u tym cudownym wydarzeniu.

W maju 1940 r. część oblackiej wspólnoty została wywieziona do obozu przejściowego, a stamtąd do obozu koncentracyjnego w Dachau. W październiku tego samego roku w klasztorze postanowiono założyć obóz dla Hitler-Jugend. Mienie domu zakonnego było coraz bardziej niszczone. W lutym 1941 r. zabroniono ojcu Cebuli wykonywać wszelką posługę kapłańską, służył więc ludziom pod osłoną nocy. Wtedy udzielał chrztów i ślubów oraz spowiadał. Niestety nie można było już legalnie odprawiać Mszy św. dla wiernych. Podczas jednej z nielegalnych posług ktoś złożył donos na kapłana. Z tego powodu został aresztowany i wywieziony do obozu koncentracyjnego w Mauthausen. Tam osadzono duchownego między pospolitymi przestępcami. Jego świadectwo wiary było tak przemawiające, że ci starali się mu pomagać, a nie jak oczekiwano dobijać. Ojciec Józef potrafił nawet dzielić się swoim skromnym jedzeniem. Niemcy często wyśmiewali się z wiary kapłana i jego godności. Ojciec Cebula nie złorzeczył im i znosił wszystko spokojnie. Po tygodniu dano go do karnej kompani, gdzie musiał rozbijać olbrzymie kamienie młotem, którego nie potrafił udźwignąć. Choć fizycznie był coraz słabszy, to jego duch niezwykle silny. Tak naoczni świadkowie opisywali trzy tygodnie życia obozowego oblata:

Kilka minut po jego przybyciu do bloku zjawili się dwaj esesmani, każdy z pałką w ręce, wzięli go do umywalni i bili przez godzinę, dopóki nie stracił przytomności od powtarzanych uderzeń. W końcu dali mu powróz w rękę z dobrą radą, aby się powiesił, ponieważ musi umrzeć. Również tej samej nocy zwleczono go z łóżka i bito w umywalni przez pewien czas.(…)

  1. Cebula był tak oszołomiony i zbity, że przez te kilka dni, które spędził w naszym bloku, żadnego rozsądnego słowa nie potrafił powiedzieć. Mimo to, w tym co czynił i w jego całym zachowaniu było wiele godności i chcę powiedzieć coś tajemniczego. Był tak chory, że nie mógł przyjmować żadnego posiłku. Był tak niedołężny, że o własnych siłach, nie mógł powstać. Mimo to musiał każdego dnia zwlec się do ciężkiej pracy.

Śmierć przyszła 9 maja 1941 r. Jak wyglądały ostatnie chwile z życia oblata? Znamy różne wersje. Każda z nich posiada jednak wspólne zakończenie – śmierć przez rozstrzelanie. Świadek mówił, że ojciec Józef przez godzinę był jeszcze świadomy. Jego ciało spalono w krematorium. Ciekawe jest to, że oblat poniósł męczeńską śmierć w piątek, co kojarzy się z dniem męki Pańskiej.

Ojciec Józef Cebula został beatyfikowany 13 czerwca 1999 r. przez papieża Jana Pawła II. Na ołtarze wyniesiono wtedy 108 męczenników z czasów II wojny światowej. Jego wspomnienie przypada 12 czerwca.

  1. Dawid Grabowski OMI

Modlitwa:

Uwielbiony bądź Chryste, Dobry Pasterzu, ukrzyżowany, a zwycięski! To Twoja moc potężnie działała w błogosławionym ojcu Józefie, gdy uczył młodych żyć kapłaństwem na co dzień, gdy z miłością służył Twojemu ludowi i gdy zjednoczony z Tobą samego siebie składał w ofierze. Za jego wstawiennictwem udziel mi łaski….., który żyjesz i królujesz na wieki wieków. Amen